Świeci słońce, chciałoby się dokądś wybyć. Przyjdzie na to pora niedługo. Tymczasem wszystkie moje sprawy, związane z pewnymi formalnościami, biurokracją i lataniem po różnych miejscach potraktuję jako osobiste i zostawię je dla siebie, bo zresztą nic w nich ciekawego nie ma.
Przeglądam media. Z jednej strony grzmi Rydzyk, grzmi Terlikowski, wciąż przerażony, że znowu ktoś mu zabierze dzieci. To już jakaś fobia, ale trudno. Z drugiej Krytyka polityczna, która pisze rzeczy czasem świetne, czasem przeciętne, ale z którą w dużej części się zgadzam (a nie zgadzam się z Terlikowskim). Terlikowski musiał oczywiście ostro zareagować na zbiór felietonów pt. Jak odebrałem dzieci Terlikowskiemu autora podpisującego się Jaś Kapela.
Mała uwaga w kwestii imienia i stylistyki językowej. Któryś z forumowiczów na „Frondzie” retorycznie zapytuje: czego oczekiwać po faceciku z zapadniętą klatą, który nazywa siebie „Jasiem”. I otóż to. Tak już jest, proszę państwa. Forma imienia i wszelkie jego diminutiva mają duże znaczenie. Jeśli ktoś podpisuje się Jaś, Wojtuś, Tomuś – to znaczy że jest dzieciuchem i smarkaczem i tak będzie się go traktować. O wiele lepsza jest forma typu Janek, Wojtek, Tomek, odbierana jako towarzyska wersja imienia, forma kumplowska, otwarta, choć raczej nie oficjalna – taką jest pełna forma imienia. O tym również trzeba pamiętać – o języku, stylistyce, o konkretach, jakie chcemy wyrazić. Jeśli chcemy walczyć na słowa z homofobiczną histerią Terlikowskiego, to musimy być traktowani poważnie. Niepoważni z góry skazani są na wyśmianie.
Co do języka – opcja Terlikowskiego ma jeszcze jedną nową oręż przeciw nam, co może tylko zniechęcić do związków partnerskich i zaostrzyć postawy homofobiczne. Otóż w jednym ze sztokholmskich przedszkoli zdecydowano się wychowywać dzieci, usuwając ze słownika rozróżnienie słów „on” i „ona” i udając, że płeć nie istnieje. Jak czytamy:
Uważam, że jest to głupie i tylko może nasilić homofobię w Europie – bo pewnie przykład ten będzie jeszcze wiele razy wymieniany jako dowód „homoterroru”. A tak naprawdę to edukacja przeciwdziałająca homofobii nijak się ma do nauczania przedszkolnego, kiedy dzieciaki nie mają zielonego pojęcia choćby jaką będą miały orientację seksualną. Ta edukacja powinna się rozpocząć o wiele później i pedagodzy już chyba wiele razy o tym mówili. Poza tym można się obawiać pewnego wyalienowania (jeśli nie gettoizacji) dzieciaków, które pójdą do szkoły powszechnej z przedszkola, które nie nauczyło ich nawet odróżniania chłopca od dziewczynki.
Tak to jest – niestety, jeśli queerowi oszołomi będą rozpowszechniać swoją obłędną ideologię, to na nas, zwykłych gejów i zwykłe lesbijki spadnie od razu odium „zboków”, „nienormalnych” itp. Już tak się zresztą stało, inwektywy na forach się posypały. Dlatego odcinam się zdecydowanie od takich działań, o których wiem, że 1) nie przyspieszą przyjęcia ustawy o związkach partnerskich i innych prawnych rozwiązań dla osób homoseksualnych, 2) spowodują wzrost niechęci społeczeństwa, powstawanie nowych stereotypów, a co za tym idzie wzrost homofobii, 3) dadzą oręż czołowym homofobom, którzy będą nam przypisywać ideologię, która nie ma z nami nic wspólnego, 4) spowodują gettoizację osób homoseksualnych od społeczeństwa, czego sobie zdecydowanie nie życzę, bo czuję się integralną częścią społeczeństwa i chcę, żeby ono nas zaakceptowało (a nie żeby traktowało nas jak dziwolągi [queer] czy coś obcego).
No cóż.... Queer to nie mój cyrk i nie moje małpy, ale niestety bywam z tym kojarzony. Róbmy swoje. Dla poprawienia nastroju posłucham sobie allemandy Valentina Haussmanna.