sobota, 29 października 2011

Siedzenie okrakiem na barykadzie

Zbliża się listopad. Wiadomo – to dla Polski „niebezpieczna pora”, bo to i odwiedziny na grobach bliskich, i rocznica odzyskania niepodległości, i rocznica powstania listopadowego. I będzie teraz ten Marsz Niepodległości organizowany przez różne grupy katolickie i nacjonalistyczne.

O tym, co to jest Marsz Niepodległości można sobie wystarczająco dużo poczytać i posłuchać w mediach, więc nie będę tego powtarzał. Wiadomo także, że organizacje lewicowe i lewackie chcą zablokować ten marsz, argumentując to tym, że nacjonalistyczna prawica ma poglądy faszystowskie, czy wręcz hitlerowskie.

Istotnie, neonaziści istnieją i w Polsce, i to oni najgłośniej krzyczą na takich narodowych (czy pseudonarodowych) imprezach. To nie oni jednak stanowią większość. Są tacy, którzy zaciskają zęby i z ledwością tolerują ich obecność w jednym marszu. Są wreszcie tacy, którzy nie idą na taki marsz, ponieważ został on upolityczniony i zohydzony przez obecność i ideologiczną dominację ekstremistów. I myślę, że tych, co chcieliby pójść, ale nie pójdą, jest całkiem dużo. To spora grupa wykluczonych i uświadomiłem sobie, że do nich się zaliczam.

Przykład: kiedyś w pewnym mieście zauważyłem niewielką demonstrację przeciw pazerności Kościoła katolickiego, który wyłudził od miasta nieruchomości i dostał je za psie pieniądze. Przekręty KRK były oczywiste i karygodne, znałem je z nowinek prasowych, a więc byłem gotów przyłączyć się nawet do demonstracji. Ale gdy podszedłem i usłyszałem przez megafon oprócz oczywistych zarzutów w stronę KRK, także ślepą nienawiść do wszystkiego co nie jest antyreligijne, kiedy zorientowałem się, że mam do czynienia nie z ludźmi, oburzonymi na pazerność KRK, ale z jakąś radykalną grupą wojujących ateistów, którzy wyskakiwali z pretensjami nawet o to, że częściowo z pieniędzy miejskich zostały wyremontowane zabytki sakralne (jakby nie wiedzieli, że psim obowiązkiem urzędasów jest pamiętać o finansowaniu dziedzictwa narodowego) – wtedy odwróciłem się z niechęcią i stwierdziłem, że w tej grupie się nie odnajduję.

A tu mamy sytuację odwrotną. Na Marsz Niepodległości może bym i chciał pójść – przecież to święto narodowe, jeszcze moja nieżyjąca już babcia wywieszała co roku wtedy flagę. Nie chcę się odwracać od wartości patriotycznych – ale muszę się odwrócić od pseudowartości nacjonalistycznych, neonazistowskich, rasistowskich, ultrakatolickich. Jednak jest to niemożliwe – albo stajesz po stronie rozmodlonych moherów i nazioli, albo nakładasz koszulkę z podobizną Che Guevary i zmieniasz się w anarcholewaka. Tertium non datur.

I z tego powodu troszkę robi się smutno – choć niektórych i bez tego dopada jesienna depresja. Po prostu odkryłem smutne prawdy – że gej, niebędący anarcholewakiem, może być wykluczony, podobnie jak wykluczony może być gej, niebędący ateistą, albo gej niepopierający bezdyskusyjnie aborcji na życzenie. Nie podoba mi się zaangażowanie KPH (organizacji z którą  w dużym stopniu się utożsamiam) blokadę Marszu Niepodległości, bo to może się zmienić w uliczną zadymę. Dlatego, aby zachować fason muszę powiedzieć: umywam ręce –  to nie mój cyrk, nie moje małpy. Ale odbije się to na naszych interesach wtedy, gdy naziole i mohery rzucą się na naszą Paradę Równości i będą chcieli ją spacyfikować albo potraktują naszych ludzi ostro kamieniami. A na tym nam przecież nie zależy.