niedziela, 19 lutego 2012

Bartyzel w Ruchu Palikota...

No tak... ucieszyła mnie pewna wieść z dzisiejszego dnia., pisze o tym agitacyjna tuba Terlikowskiego - "Fronda". Otóż syn niejakiego prof. Jacka Bartyzela, Jacek Władysław Bartyzel, wstąpił do Ruchu Poparcia Palikota. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby... ano właśnie... Nieznającym specyfiki p. Bartyzela [starszego] trzeba wyjaśnić, że jest to fundamentalny monarchista, a przez to człowiek dość kabaretowy. Nie to jest w nim śmieszne, że jest monarchistą  (nie usiłuję jednoznacznie deprecjonować wszystkich argumentów monarchistów), śmieszne jest to, że on wierzy w to wszystko, co głosi (legitymizm, potrzeba monarchii absolutnej i króla-pomazańca Bożego) i uważa swoją ideologię za jedyne zbawienie dla świata. Dziwne to, bo jest przecież historykiem, który bądź co bądź posiada bardzo dużą wiedzę historyczną na temat historii idei, więc powinien wiedzieć też o ich ewolucji w XX i XXI wieku, ewentualnie polemizować z nowymi ideologiami (które też czasem są idiotyczne i też częściowo odejdą do lamusa historii). On jednak nie umie polemizować - aby polemizować trzeba umieć być otwartym na czyjeś argumenty, trzeba umieć słuchać i ripostować, a czasem przyznać przeciwnikowi rację. Bartyzel jednak nie zna zasad erystyki - klepie swoje formułki sprzed kilkuset lat z zatkanymi uszami. Żyje w śmiesznym świecie pomazańców Bożych, cieszy się z narodzin Jego Królewskiej Wysokości Delfina Francji i Księcia Burgundii. Takie hobby byłoby jeszcze całkiem niegroźne, tak jak bycie fanem Johna Lennona i zbieranie przedmiotów, które dotknął. Kłopot w tym, że Bartyzel nienawidzi wszystkich, którzy myślą inaczej niż on - przy nim Terlikowski to pikuś. Bartyzel nienawidzi protestantów za to, że nie są katolikami, nienawidzi socjalistów za to, że nie są monarchistami, nienawidzi oczywiście też homoseksualistów, bo nie są heteroseksualistami. Kiedyś z moim kolegą, doktorem historii (człowiekiem o poglądach konserwatywnych, częściowo nawet monarchistycznych!) rozmawiałem na różne tematy i zaczęło się gadanie o Bartyzelu, to delikatnie go spytałem, czy nie uważa, że Bartyzel jest trochę szalony, to mój konserwatywny kolega odpowiedział: "Ależ on jest nie tylko szalony, on jest popie...lony". Może wyraził się ostro, ale zrozumiałem wtedy, że człowiek o poglądach monarchistycznych może mieć trzeźwe spojrzenie na świat i krytycznie oceniać ideologię Bartyzela.

Taak... A więc nawet konserwatystę stać na taką (bardzo ostrą) ocenę p. Bartyzela. I teraz radością napełnia fakt, że jego syn, Jacek Władysław Bartyzel, radykalnie się odcina od tego kabaretowego światka delfinów Blablacji  i wielkich książąt Tiutiurlistanu. Nie jest na pewno miłym konflikt ojca z synem, ale w tym wypadku należy to zdarzenie ocenić pozytywnie - może nawet skłoni to jego ojca do pomyślenia nad pewnymi kwestiami. Dlatego gratuluję wstąpienia do Ruchu Palikota, mimo że sam nieraz patrzę krytycznie na tę partię.

Ruch Monarchistyczny to niby kanapowe towarzystwo wzajemnej adoracji, złożone z takich ludzi jak Bartyzel senior -  chyba główny ich guru i ideolog. Toczą między sobą nawet operetkowe spory, ale raczej trzymają się razem, bo przecież to grupa kumpli. Są czasem wśród nich elementy niebezpiecznie społecznie i psychopaci. Weźmy takiego młodego duchownego sekty sedewakantystów, Rafała Trytka, który publikuje na stronie Orchanizacji Monarchistów Polskich. Kilka lat temu (bodaj w roku 2008?) stwierdził publicznie, że ma nadzieję, że "powrócimy do tych wspaniałych czasów i tych ludzi będzie się na stosach". Było swego czasu głośno o tym, ale potem ucichło i zapewne okoliczności wymusiły na Trytku, żeby złagodził swoje stanowisko. Powiedział wtedy: "Przyznaję, że w tym wywiadzie zostały użyte zbyt mocne słowa o średniowiecznych stosach. Żałuję tych słów i wycofuję się z nich". No tak... W takim razie ja chciałbym splunąć w gębę Trytkowi, a następnego dnia powiem, że trochę za mocno splunąłem i przykro mi z tego powodu. Dlatego nie wierzę osobnikom takim jak Trytek. Chłopak ma nasrane we łbie i może być niebezpieczny dla ludzi tak jak Anders Breivik.



Żeby jednak się nie wydawało, że jestem jednostronny, muszę przyznać, że boję się też ekstremizmu z drugiej strony. Ekstremizm antyreligijny też zionie nienawiścią i też przyciąga osobników niebezpiecznych. Dlatego zawsze uważam na takich, co skaczą do gardła zwykłym ludziom za to, że chodzą do kościoła, że są przywiązani do tradycji i uroczystości religijnych. Mamy też z historii przykłady rozbestwienia - np. rewolucję francuską, która miała wspaniałe idee, słusznie sprzeciwiła się samowoli monarchii, arystokracji i opasłym purpuratom, ale potem przyniosła terror, rzeź i dewastację, a hołota wdarła się do kościoła Sant-Denis, porozbijała  i wywaliła z trumien ciała spoczywających tam setki lat monarchów. Schamienia nie da się usprawiedliwić i nieważne jest, czy to schamienie Trytka, Natanka, czy anty-Trytka i anty-Natanka.