środa, 3 sierpnia 2011

Homo nieedukatus, czyli o nieuctwie profesorów

Chciałem już dawno się odnieść do pewnego problemu, który zauważyłem wśród polskich homofobów. Chodzi o językowe nieuctwo. Samo nieuctwo u nieuków nie jest niczym dziwnym, ale nieuctwo podszyte naukowością należy już skomentować.

Chodzi o słowo homofobia. Oczywiście, nie wszystkim się ono podoba – to znaczy nie podoba się homofobom. Kpią sobie z tego słowa, mówią, że to nie jest żadna fobia, bo fobia to jest chorobliwy lęk, a tu nikt się niczego nie boi, tylko „normalni” oceniają „nienormalnych” (czytaj: nienawidzą tych, którzy są inni). Niektórzy posuwają się dalej i nienawidzą tych „normalnych” (czyli osób hetero), którzy nie mają nic przeciwko związkom jednopłciowym i nie piętnują gejów i lesbijek.

Wróćmy jednak do samego słowa homofobia. Wielokrotnie czytałem wypowiedzi na temat tego słowa, które je wyśmiewały. Zacytuję dwie – dwóch panów profesorów. Prof. Stefan Niesiołowski i prof. Aleksander Nalaskowski. Oto fragmenty:

Co to znaczy homofob? Anty gatunkowi homo sapiens? Protestuję przeciw zaanektowaniu tego wspaniałego przedrostka "homo" przez gejów - rozpoczął Stefan Niesiołowski - Czy homofob znaczy, że ktoś nie lubi ludzi? (Gazeta Wyborcza)

i dalej – prof. Aleksander Nalaskowski:

Szermowano jednak na wszystkie strony określeniem „homofobia” czy „homofob”. Leksykalnie „homo” to człowiek, „fobia” to lęk. Zrobiono zatem ze mnie osobnika bojącego się ludzi. Jak rozumiem ludźmi są jedynie homoseksualiści. Bo to ich wedle moich sędziów się boję czy może nawet nie lubię. (Fronda)

Otóż na co chciałem zwrócić uwagę – obu szacownych wykładowców nie zna etymologii tego słowa i obaj próbują stworzyć sobie etymologię ludową słów homofobia (czy może i homoseksualizm). A powinni wiedzieć, żeby się zupełnie nie ośmieszać, że to słowo nie pochodzi od łacińskiego homo – człowiek, tylko od greckiego słowa homoios – 'podobny, taki sam'. Nie z łaciny, ale z greki, drodzy panowie. Z łaciny (ze słowem homo - człowiek) to pochodzą sentencje takie jak homo sum et nihil humani a me alienum puto – człowiekiem jestem i nic, co ludzkie nie jest mi obce albo i homo homini lupus est – człowiek człowiekowi wilkiem.

Moim zdaniem, przedrostki ze starożytnej greki tak bardzo zadomowiły się w językach europejskich, że powinno się wiedzieć o ich pochodzeniu. Ja wiem od podstawówki, że słowa takie jak: homologiczny, homonimia, homogenizowany, homofonia czy wreszcie homoseksualizm i owa nieszczęsna homofobia – nie pochodzą od łacińskiego homo, tylko od greckiego homoios.  Ale aż mi się nie chce wierzyć, żeby entomolog prof. Niesiołowski mówiąc o narządach homologicznych (jak np. skrzydła u chrząszcza i skrzydła u komara) myślał, że te owadzie skrzydełka miały coś z człowieka. Trzeba się czasem zastanowić, zanim się coś powie, bo inaczej pan profesor stwierdzi, że serek homogenizowany jest zrobiony z genów człowieka.

Ale już zupełnie łapy opadają, jak jeszcze po tym wszystkim przeczyta się jakiegoś domorosłego dziennikarza w internecie, który pisze, chce dowieść, że nie ma czegoś takiego jak homofonia (!), bo to wymysł pedałów. Otóż wciąż z przerażeniem zauważam, że jest tyle bęcwałów, którzy mylą słowa homofobia i homofonia i nie znają znaczenia żadnego z nich. Dla nich nienawiść dla osób homoseksualnych i faktura muzyczna homofoniczna (w której melodia jest prowadzona w jednym i tym samym głosie, w przeciwieństwie do polifonii) – to jedno i to samo.