piątek, 30 września 2011

Księże Biskupie, w krzyżu mnie łupie!

Za kilkanaście godzin ruszy Marsz Równości. Żałuję, że nie będę mógł w nim tym razem przejść, ale tak czy owak jestem duchowo z Marszem i życzę owocnego przejścia (niech nas zobaczą!). Problemem jest to, że tego samego dnia (nieprzypadkowo przecież) swoją manifestację zgłosili neonaziści i kibole, ale miejmy nadzieję, że kordon policji oddzieli nasz Marsz od homofobicznych ekscesów.
Pojawiło się już sporo artykułów przedmarszowych, napisano trochę felietonów, podań, listów otwartych. Można wśród nich znaleźć trochę kawałków pozytywnych jak i obojętnych, albo też przepełnionych dewocyjną histerią i hipokryzją. Takim jest list zgorszonych i przerażonych katolików wrocławskich, którzy piszą list do swojego księdza arcybiskupa. Został on umieszczony w artykule w mmwrocław.
Oto fragment:

Czcigodny Księże Arcybiskupie

Zwracam się pokornie z gorącą prośbą o pomoc i wsparcie w obliczu wydarzeń wołających o pomstę do nieba, które to już niebawem (30 września – 2 października) będą miały miejsce we Wrocławiu.

Od kilku lat w tym mieście urządzane są festiwale promujące dewiacje seksualne w przestrzeni publicznej. W tym roku po raz drugi pod nazwą „Festiwalu Równych Praw”, zostanie zorganizowany cykl imprez promujących zachowania homoseksualne, których głównym wydarzeniem – przy tym najbardziej szkodliwym będzie tzw. Marsz Równości, który 1 października bieżącego roku przejdzie przez najbardziej uczęszczane i reprezentacyjne ulice miasta
. (...)



i dalej (zakończenie listu):

Czcigodny Księże Arcybiskupie, tego typu haniebne wydarzenia, jako grzechy wołające o pomstę do nieba, domagają się publicznego wynagrodzenia i zadośćuczynienia Bogu. Nie mogąc liczyć na pomoc ze strony władz miasta, zwracam się do Waszej Ekscelencji z prośbą o podjęcie stosownych działań, w które, jako wierni katolicy, będziemy mogli się włączyć.

Z wyrazami synowskiego oddania i czci oraz zapewnieniem o modlitwie.

Ciekawie byłoby przeanalizować ten bełkot z punktu widzenia językoznawczego, ale chyba sobie odpuszczę.
Jednak jestem ciekaw jak długo jeszcze będzie trwało w naszym kraju bogobojne podgrzewanie tego sosu religianckiej obłudy, którym polewa się przy odpowiednich okazjach śmierdzące nienawiścią i pogardą emocje. To emocje najbardziej prymitywne i złe – to one przyniosły światu stosy i obozy koncentracyjne. Ale pytanie zasadnicze jest dość banalne i  brzmi tak – co biskup ma z tym listem zrobić?
Ciężka sprawa. Jeśli biskup jest światły (takich w Polsce w KRK prawie nie ma), to musi wytłumaczyć wiernym, że są w błędzie, że Kościół wprawdzie potępia czyny homoseksualne, ale nie potępia zwykłych grzesznych ludzi i nie gardzi nimi. Tak czy owak biskup musi się liczyć z nauczaniem kościelnym na ten temat i nie wolno mu mieć innego zdania na ten temat, bo to już zostało powiedziane w Prawie Kanonicznym i encyklikach.
Jeśli biskup jest betonowy i radiomaryjny, to po prostu zgadza się z listem swoich fundamentalistycznych wiernych, mówi na kazaniu, że geje i lesbijki to zboczeńcy skazani na potępienie, albo że trzeba ich wymordować (trafiały się pojedyncze tego typu wypowiedzi osób, które widocznie czują, że zabijanie byłoby dla nich frajdą).  Ale co poza tym?
Właśnie. Co poza tym ksiądz (arcy)biskup może zrobić, żeby zapobiec Marszowi Równości? Nic. Użalić się papieżowi? Papież ma swoje kłopoty w centrali, nie przyniesie rozwiązania. Pogrozić jawnie politykom? To może było dobre 20 lat temu, dzisiaj by miał przesrane. Dać jakąś receptę w stylu: odmawiajmy godzinki i litanię za nawrócenie gejów? Ostatecznie to, ale efekty będą raczej mierne.
Wpisałem to na forum artykułu – biskup ani Kościół Katolicki nie są stroną w tej sprawie. Biskup nie wyznacza ani nie zatwierdza tras manifestacji, ani też nie organizuje dla nich ochrony. List jest idiotyczny, bo prosi o „pomoc” faceta, który nie ma tu żadnych kompetencji. Równie dobrze do biskupa mogłyby wysłać podanie o pomoc np. osoby mające alergię na pyłki. Osoby które zwracają się do biskupa jak do człowieka, który może zesłać niby deus ex machina lek na całe zło świata tego, powinni zwrócić się nie tyle do biskupa, co do psychologa, a może i psychiatry. Zwłaszcza, że konkretnie nie chodzi tu o zło, ale o zło urojone, wywołane nienawiścią do swoich bliźnich. Na to przydałaby się dobra terapia wstrząsowa. 

poniedziałek, 26 września 2011

Przepraszam cię, dewiancie...

Ostatnia trochę lokalna (i nie z mojego regionu) informacja o homofobii wśród radnych dochodzi do informacji dzięki procesowi Przemysława Szczepłockiego przeciwko homofobicznemu radomskiemu radnemu z PiS, Sławomirowi Adamcowi i prezydentowi Radomia, Ryszardowi Fałkowi. (o tym tutaj i tutaj).

Jak zwykle czynią homofobi, zarówno Fałek jak i Adamiec, uciekają się do żałosnych gadek typu: „ale ja nie chciałem nikogo urazić, jak uraziłem, to przepraszam” albo „ale ja nie wiedziałem, że homoseksualizm już nie jest uznawany za dewiację – przepraszam za to, że nie wiedziałem, ale nie mogę odwołać swoich poglądów”. To brzmi trochę jak przeprosiny neonazisty w stylu „przepraszam, że nie wiedziałem, że Żydzi nie są już podludźmi,  ale nie mogę odwołać swoich poglądów”.

Ekstremiści ultrakatoliccy (a tak naprawdę: pseudokatoliccy)  twierdzą oczywiście, że nie chcemy ugody, że chcemy kłótni, a nie kompromisu. A o jakim kompromisie można tu mówić? Ewidentne chamstwo, z jakim mamy tu do czynienia, wymaga przeprosin i przyznania się do fałszywości własnych poglądów. Inaczej przeprosiny nie są nic warte. Jeśli bezpodstawnie nazwę pana X przestępcą, to dla dokonania przeprosin będę musiał powiedzieć, że moje przekonania były fałszywe, a nie rzucić tekścik „przepraszam, jeśli to kogoś uraziło, ale dalej będę mówił, że pan X  jest przestępcą, bo przecież nie będę odwoływał swoich poglądów.

Kompromis i ugoda to rzeczy bardzo w życiu potrzebne. Popełniamy błędy (często paskudne, pod wpływem emocji i zacietrzewienia) niezależnie od orientacji czy światopoglądu. Ale jeśli ktoś nam pluje w twarz to nie możemy się zgodzić, że ktoś nas przeprosi tylko za to, że poczuliśmy się jako opluci niekomfortowo, natomiast za sam czyn oplucia nie będzie przepraszał, bo on nie ma zamiaru się z tego wycofywać. Dlatego trzymam kciuki za Przemka Szczepłockiego w tym procesie.