środa, 11 kwietnia 2012

"Powstaje IV Rzeczypospolita". Goworitie-li po-wolski, Herr Katschinsky? C'est impossible!

Nie mam zamiaru omawiać wczorajszych upolitycznionych obchodów katastrofy sprzed dwóch lat. Inni to zrobili lepiej ode mnie, zresztą w wielu komentarzach powiedziano większość tego co trzeba było powiedzieć, a czasem może i za dużo. Ja skupię się tylko na jednym problemie, który widzę u prezesa PiS-u nie od wczoraj - na problemie językowym.

No i tak... Wielkiejnoc minęła, święto niezgody narodowej obchodziła Warszawa, obchodził Kraków, obchodził Białegostok. Dziwicie się może niektórym słowom w poprzednim zdaniu? Ano tak, ostatnio zaczynam się uczyć wolskiego. Jeżeli zdradzeni o świcie zwyciężą  w następnych wyborach, to grozi nam, że będzie to język urzędowy. Dlatego zawczasu można już przyszykować mały słowniczek polsko-wolski, żeby nie było później zaskoczenia.

Pierwsze słowo z projektowanego Słownika Języka Wolskiego Żoliborskiej Akademii Nauk to słowo RZECZYPOSPOLITA. Jasne, że czwarta (choć tak naprawdę piąta), ale to tak bywa - np. jak wielotomowe wydawnictwa czasami wydają np. Tomu 1. część pierwszą i część drugą. Choć nie lubię tej praktyki, tak już bywa, a przynajmniej bywało. Tak samo IV RZECZYPOSPOLITA była IV Pierwsza i teraz ma być IV Druga (w planie, właśnie "się buduje").

Ale... zaczynam mieć wątpliwości. Dotychczas była RZECZPOSPOLITA (Pierwsza, Druga czy Trzecia).  Teraz ma skończyć się Rzeczpospolita, a zacząć Rzeczypospolita. Ta subtelna literka y burzy całą koncepcję polityczną.  Rzeczypospolita nie może być Czwarta, bo dotychczas wszyscy mówili Rzeczpospolita. Dotychczas nasz kraj nigdy nie był nazywany po wolsku, tylko po polsku. Terminologię w języku wolskim wprowadził Jarosław Kaczyński.
Właśnie: dlaczego
IV RZECZYPOSPOLITA, a nie np.:
IV RZECZAPOSPOLITA
albo: IV RZECZOPOSPOLITA
albo nawet IV RZECZUPOSPOLITA?

Aby tę kwestię rozwikłać, wróćmy do sedna, czyli do deklinacji. W języku polskim uczono mnie zawsze, że jest ona w tym rzeczowniku złożona, ponieważ jest to rzeczownik dwuczłonowy, powstały ze zlania się rzeczownika i pełniącego funkcję przydawki przymiotnika. A więc Rzecz + Pospolita = Rzeczpospolita. Deklinuje się część przymiotnikowa (obowiązkowo) i część rzeczownikowa (niekoniecznie, choć jest to poprawne). Mamy więc:

Mianownik: Rzeczpospolita
Dopełniacz: Rzeczpospolitej (lub: Rzeczypospolitej)
Celownik: Rzeczpospolitej (lub: Rzeczypospolitej)
Biernik: Rzeczpospolitą
Narzędnik: Rzeczpospolitą (lub: Rzecząpospolitą)
Miejscownik: w Rzeczpospolitej (lub: w Rzeczypospolitej)
Wołacz: Rzeczpospolita!  (lub: Rzeczypospolita!)


Formy w nawiasie są nacechowane nieco stylistycznie, może nawet brzmią nieco poetycko. Oczywiście po polsku (a nie po wolsku) mianownik lp. brzmi tylko i wyłącznie RZECZPOSPOLITA. Ale - uwaga - jest jedna ciekawostka: prawie nieużywana alternatywna forma w wołaczu, która brzmi identycznie jak forma mianownikowa w języku wolskim: RZECZYPOSPOLITA. W języku polskim jest ona praktycznie nieużywana, ale mogłaby być użyta w jakichś zwrotach retorycznych w poezji. Zupełnie na serio - mamy przecież takie rzeczowniki polskie rodzaju żeńskiego, zakończone na spółgłoskę funkcjonalnie miękką, które mają zakończenie w wołaczu na -i lub -y. Przykłady: Święta Miłości kochanej Ojczyzny! albo: Młodości, dodaj mi skrzydła!. Równie dobrze może zaistnieć zawołanie typu: O, myszy polna!  O, chuci zdradliwa! O, stara Bydgoszczy! O, spokojna Chodzieży! O, Rzeczy Pospolita dziadów naszych!

Chyba nie przypadkiem prezes Kaczyński tworząc  formę mianownikową w języku wolskim wybrał za wzór  taką formę polską, która by miała charakter retoryczny - formę nieużywaną w zwykłym języku, starą formę wołaczową, którą poza metaforycznym zwrotem trudno by gdziekolwiek użyć. To jasne - Prezes lubi retorykę i wołacze. Lubi też poezję, dlatego teraz z jego ustanowienia ta forma, wciąż śmieszna i niepoprawna w języku polskim jako mianownik, stanie się standardowa w języku wolskim.

Dawniej (w latach 80., w mojej podstawówce) się uczyłem:

Będzie wielka Rzecz,
Pospolita Rzecz,
Potęga wyrośnie z nas, 
Na pochwałę wsi, na pochwałę miast!

w wersji wolskojęzycznej to będzie brzmieć:


Będzie wielka Rzeczy,
Pospolita Rzeczy,
Potęga wyrośnie z nas, 
Na pochwałę WSI, na pochwałę miast!

Pożyjemy, zobaczymy.

wtorek, 13 marca 2012

Chamstwo Cejrowskiego i tchórzostwo biskupów

Marzec już w połowie, wiosna się zaczęła, a więc i życie ideologiczne trochę wybudza się z zimowej drzemki. Przez kraj przeszła seria manif, niektóre bardziej udane, inne mniej. Muszę przyznać, że nie byłem na manifie, bo mam dystans do niektórych postulatów wysuwanych podczas takich manifestacji. Mam również zastrzeżenia do zbytniego antyklerykalizmu manif. Czy zasadne i celowe są wypowiedzi skrajnie antykościelne i antyreligijne? Wiem, że KRK często postępuje podle wobec kobiet, osób homo-,  bi- i transseksualnych, jak również wobec innowierców i niewierzących. Ale czy to jest powód, żeby odpłacać się tą samą (albo i gorszą) monetą?

Kościół Katolicki w Polsce traci wiernych. Okopuje się w swojej twierdzy, odrzucając tych, którzy nie akceptują radykalizmu katolickiego. Radykalizm ten powinien być zresztą w KRK nurtem marginalnym, bo sam papież Jan Paweł II się od niego odciął – choćby przez swe spotkania z duchownymi i wiernymi innych wyznań i innych religii. U nas Kościół Katolicki, zdominowany jest przez takich ludzi jak Rydzyk.

Z Kościołem trzeba rozmawiać. Inna sprawa, że KRK nie traktuje wielu grup jako pełnoprawnych partnerów do dyskusji. Nie czuje potrzeby dyskusji np. z gejami i lesbijkami. Nie czuje potrzeby przyznania, że prezerwatywy i antykoncepcja to świetny wynalazek, który trzeba rozpowszechniać. Za swoje bezczelne włażenie ludziom w łóżka jest więc w dużej części winien niektórym atakom, często gremialnym, chamskim i gówniarskim. Czyta się np. artykuł, że będzie szła procesja religijna przez miasto – a pod nim chamskie i szczeniackie wpisy. Każdy ma prawo iść w marszu przez miasto, nie mam nic przeciw. Szli kibole, szła Manifa, szły pielęgniarki. Ale co robić…

Ja jednak bardziej czuję potrzebę dialogu niż odwetu. Zapewne są funkcjonariusze Kościoła, którzy też tak czują, że trzeba ten dialog rozpocząć. Ale nie zrobią tego, bo albo mają zakneblowane usta przez hierarchię, albo sami będąc wśród tej hierarchii, są zwykłymi tchórzami. Tak, trzeba przyznać – biskupi katoliccy w Polsce to w dużej części tchórze. Ci ludzie gotowi są ochrzanić małżeństwo, które stosuje prezerwatywy, natomiast po tchórzowsku nabierają wody w usta, gdy ktoś, spośród tzw. radykałów katolickich tworzy jakąś chorą ideologię, sieje nienawiść, głosi poglądy sprzeczne z Ewangelią. Rozumiem, że biskupi się boją podpaść Rydzykowi, bo za Rydzykiem stoją moherowe berety, a jego potępienie mogłoby spowodować rozłam. Ale skąd tyle tchórzostwa w innych przypadkach? Dlaczego jeśli tzw. „radykał” posunie się za daleko, księża nie zwrócą mu uwagi publicznie? Chciałem zwrócić tu uwagę na kazus Wojciecha Cejrowskiego. Znany podróżnik, kiedyś lubiany przez wielu za swoje programy telewizyjne, obecnie popełnił właściwie medialne samobójstwo. Nikt go nie chce wśród mediów, tylko grupy radykalne. Okopał się w swej twierdzy. Ostatnio miał się ukazać wywiad z nim w tygodniku „Newsweek”, ale redakcja nie zgodziła się na niektóre chamskie wyrażenia z jego strony. Uważam również, że nie powinien się na coś takiego zgodzić uczciwy dziennikarz gazety chrześcijańskiej. Ale redakcja "Frondy" oczywiście zgodziła się - i tutaj wydrukowała ten chamski wywiad. Pogarda dla innych i używanie słów typu „Szkopy”, „padalce” jest jawnym zaprzeczeniem pokory, Przykazania Miłości, a także dialogu i szacunku dla innych religii, rozpoczętego przez Jana Pawła II. Także przekonanie o jedynozbawczości katolicyzmu (Cejrowski: Nie koleguję się z innowiercami, to niebezpieczne duchowo) i bezwzględnej wyższości swojego wyznania nie zawiera się dziś już nawet w oficjalnym nauczaniu Kościoła Katolickiego. Do tego dochodzą obsesyjne próby znalezienia sobie dokoła wrogów (Cejrowski: Wrogami mojej Ojczyzny, czyli moimi osobistymi również, są Niemcy, Rosja i Unia Europejska..) Cejrowski jest więc katolikiem jak z koziej dupy trąba. Nie tylko nie nastawi drugiego policzka wrogowi, ale spoliczkuje i opluje potencjalnego przyjaciela. Należałoby potępić takie chamstwo. Potępić religijnie i powiedzieć publicznie, że to jest zaprzeczenie Przykazania Miłości.

Co na ten temat powiedzą polscy biskupi katoliccy? Nic nie powiedzą – bo są tchórzami. A nawet jakby któryś był odważny i podniósłby głos, to zostałby przez swoich kolegów zadziobany. Lepiej więc siedzieć cicho. 

niedziela, 19 lutego 2012

Bartyzel w Ruchu Palikota...

No tak... ucieszyła mnie pewna wieść z dzisiejszego dnia., pisze o tym agitacyjna tuba Terlikowskiego - "Fronda". Otóż syn niejakiego prof. Jacka Bartyzela, Jacek Władysław Bartyzel, wstąpił do Ruchu Poparcia Palikota. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby... ano właśnie... Nieznającym specyfiki p. Bartyzela [starszego] trzeba wyjaśnić, że jest to fundamentalny monarchista, a przez to człowiek dość kabaretowy. Nie to jest w nim śmieszne, że jest monarchistą  (nie usiłuję jednoznacznie deprecjonować wszystkich argumentów monarchistów), śmieszne jest to, że on wierzy w to wszystko, co głosi (legitymizm, potrzeba monarchii absolutnej i króla-pomazańca Bożego) i uważa swoją ideologię za jedyne zbawienie dla świata. Dziwne to, bo jest przecież historykiem, który bądź co bądź posiada bardzo dużą wiedzę historyczną na temat historii idei, więc powinien wiedzieć też o ich ewolucji w XX i XXI wieku, ewentualnie polemizować z nowymi ideologiami (które też czasem są idiotyczne i też częściowo odejdą do lamusa historii). On jednak nie umie polemizować - aby polemizować trzeba umieć być otwartym na czyjeś argumenty, trzeba umieć słuchać i ripostować, a czasem przyznać przeciwnikowi rację. Bartyzel jednak nie zna zasad erystyki - klepie swoje formułki sprzed kilkuset lat z zatkanymi uszami. Żyje w śmiesznym świecie pomazańców Bożych, cieszy się z narodzin Jego Królewskiej Wysokości Delfina Francji i Księcia Burgundii. Takie hobby byłoby jeszcze całkiem niegroźne, tak jak bycie fanem Johna Lennona i zbieranie przedmiotów, które dotknął. Kłopot w tym, że Bartyzel nienawidzi wszystkich, którzy myślą inaczej niż on - przy nim Terlikowski to pikuś. Bartyzel nienawidzi protestantów za to, że nie są katolikami, nienawidzi socjalistów za to, że nie są monarchistami, nienawidzi oczywiście też homoseksualistów, bo nie są heteroseksualistami. Kiedyś z moim kolegą, doktorem historii (człowiekiem o poglądach konserwatywnych, częściowo nawet monarchistycznych!) rozmawiałem na różne tematy i zaczęło się gadanie o Bartyzelu, to delikatnie go spytałem, czy nie uważa, że Bartyzel jest trochę szalony, to mój konserwatywny kolega odpowiedział: "Ależ on jest nie tylko szalony, on jest popie...lony". Może wyraził się ostro, ale zrozumiałem wtedy, że człowiek o poglądach monarchistycznych może mieć trzeźwe spojrzenie na świat i krytycznie oceniać ideologię Bartyzela.

Taak... A więc nawet konserwatystę stać na taką (bardzo ostrą) ocenę p. Bartyzela. I teraz radością napełnia fakt, że jego syn, Jacek Władysław Bartyzel, radykalnie się odcina od tego kabaretowego światka delfinów Blablacji  i wielkich książąt Tiutiurlistanu. Nie jest na pewno miłym konflikt ojca z synem, ale w tym wypadku należy to zdarzenie ocenić pozytywnie - może nawet skłoni to jego ojca do pomyślenia nad pewnymi kwestiami. Dlatego gratuluję wstąpienia do Ruchu Palikota, mimo że sam nieraz patrzę krytycznie na tę partię.

Ruch Monarchistyczny to niby kanapowe towarzystwo wzajemnej adoracji, złożone z takich ludzi jak Bartyzel senior -  chyba główny ich guru i ideolog. Toczą między sobą nawet operetkowe spory, ale raczej trzymają się razem, bo przecież to grupa kumpli. Są czasem wśród nich elementy niebezpiecznie społecznie i psychopaci. Weźmy takiego młodego duchownego sekty sedewakantystów, Rafała Trytka, który publikuje na stronie Orchanizacji Monarchistów Polskich. Kilka lat temu (bodaj w roku 2008?) stwierdził publicznie, że ma nadzieję, że "powrócimy do tych wspaniałych czasów i tych ludzi będzie się na stosach". Było swego czasu głośno o tym, ale potem ucichło i zapewne okoliczności wymusiły na Trytku, żeby złagodził swoje stanowisko. Powiedział wtedy: "Przyznaję, że w tym wywiadzie zostały użyte zbyt mocne słowa o średniowiecznych stosach. Żałuję tych słów i wycofuję się z nich". No tak... W takim razie ja chciałbym splunąć w gębę Trytkowi, a następnego dnia powiem, że trochę za mocno splunąłem i przykro mi z tego powodu. Dlatego nie wierzę osobnikom takim jak Trytek. Chłopak ma nasrane we łbie i może być niebezpieczny dla ludzi tak jak Anders Breivik.



Żeby jednak się nie wydawało, że jestem jednostronny, muszę przyznać, że boję się też ekstremizmu z drugiej strony. Ekstremizm antyreligijny też zionie nienawiścią i też przyciąga osobników niebezpiecznych. Dlatego zawsze uważam na takich, co skaczą do gardła zwykłym ludziom za to, że chodzą do kościoła, że są przywiązani do tradycji i uroczystości religijnych. Mamy też z historii przykłady rozbestwienia - np. rewolucję francuską, która miała wspaniałe idee, słusznie sprzeciwiła się samowoli monarchii, arystokracji i opasłym purpuratom, ale potem przyniosła terror, rzeź i dewastację, a hołota wdarła się do kościoła Sant-Denis, porozbijała  i wywaliła z trumien ciała spoczywających tam setki lat monarchów. Schamienia nie da się usprawiedliwić i nieważne jest, czy to schamienie Trytka, Natanka, czy anty-Trytka i anty-Natanka. 

sobota, 7 stycznia 2012

Natanek: Pan Bóg był pedałem

Piotr Natanek z Grzechyni wciąż zaskakuje. Władze kościelne nabrały wody w usta i udają, że się nic nie dzieje. A tymczasem suspensowany duchowny, doktor habilitowany o umyśle chłopka-roztropka po skończonych dwóch klasach szkoły powszechnej, łamaną łaciną odprawiający przedsoborową mszę, wpada na tak niezwykłe pomysły.  Trzy dni temu (3.01.2011) miał odjazdowe kazanie. Po minucie 29. (w poniższym linku) Natanek dostaje fazy i zaczyna ostrą jazdę:

(link do filmu: http://natanek.cba.pl/index.php/bog-kocha-inaczej/#more-755)

i mówi m.in.:


Tylu było świętych chłopów, gdzie Bóg do nich mówił „ty mój małżonku”. No to dzisiaj wielu z was by powiedziało „Pan Bóg był pedałem”, no nie? Homoseksualista! No bo do Jana od Krzyża mówi „mój oblubieńcze”. No to pedał!


Nie wiem, czy warto komentować zjawisko, które zostało już wielekroć skomentowane, a które właściwie nie tyle potrzebuje komentarza, ile diagnozy medycznej. Urywane ciągi myślowe Natanka, które mają albo reprezentować przykłady albo antyprzykłady - to raczej wywołuje śmiech i przypomina się tu poseł Janowski, który przedawkował proszki. Natanek jednak sądzi, że w ten sposób doprowadzi ludzi do prawdziwej wiary. On tak sądzić może i garstka jego fanów. Tylko że jeżeli tak prymitywny jest jego stosunek do Boga / Istoty Najwyższej/ Absolutu - to sam zapędza siebie w kozi róg, bo jeśli go jego własna mowa nie gorszy, to czemu gorszy go np. malowidło Nieznalskiej? Oczywiście, ktoś może mi powiedzieć, że ktoś taki jak Natanek nie rozumuje w kategoriach filozoficznych takich jak "Absolut", czy "Istota Najwyższa" ale dla niego Bóg jest czymś czysto cielesnym, stworzonym na obraz i podobieństwo człowieka, czy też jakimś totemem z głową wilka błyskającego oczyma i szczerzącego zęby. Takiego Boga cielesnego, przemijającego, może sobie Natanek wyobrazić, może udowadniać członkom swojej sekty, że Bóg był [czas przeszły - podkreślenie moje!]  lub też nie był np. "pedałem". Natomiast Boga duchowego Natanek nie tylko nie może sobie wyobrazić - obawiam się że w Niego nie wierzy. Podobnie jak klepie Credo po łacinie i nie wszystko musi rozumieć. A że jest doktorem habilitowanym - to już inna sprawa...

środa, 4 stycznia 2012

Głupie to i ciemne - fanatyzmu ciąg dalszy

Na dziś krótko. Fanatyczne portale "Piotr Skarga" i "Fronda" z uznaniem wypowiadają się o "suwerenności" prezydenta Ghany, zacietrzewionego homofoba, który nie odróżnia chyba pedofilii od homoseksualizmu i odrzucił pomoc od premiera Wielkiej Brytanii, konserwatysty Davida Camerona. Otóż w tym biednym afrykańskim państewku na lotniskach zawisły karteczki z napisem Ghana nie wita ciepło pedofilów i innych dewiantów seksualnych .

Oczywiście widać, że jest to ewidentna próba zrównania niebezpiecznych dla dzieci pedofilów z osobami nieheteroseksualnymi i szczucia na wszystkich, wyłamujących się z heteronormatywności. Nie ma chyba co dyskutować z argumentami prezydenta Ghany, ale dziwi mię aż taki podziw polskich ultrasów dla takich żenujących decyzji w jednym z krajów Trzeciego Świata. Okazuje się, że ci nasi wielbiciele afrykańskiego ciemnogrodu zupełnie nie wiedzą, co mówią. Oto jedno zdanie z artykułu:

W listopadzie 2011 roku John Atta-Mills dołączył do zbuntowanych przywódców państw afrykańskich, które nie chcą pomocy od Wielkiej Brytanii, która uzależnia wsparcie finansowe od legalizacji małżeństw homoseksualnych. 

Radio, Erewań, halo...?

Po pierwsze, nie małżeństw homoseksualnych, ale prawa do seksu (bo małżeństw jednopłciowych nie ma nawet w Wielkiej Brytanii, gdzie są związki partnerskie, a nie małżeństwa).

Po drugie, nie legalizacji, ale depenalizacji (bo w Ghanie za stosunek homoseksualny dostaje się wieloletnie więzienie, a o tym, żeby tam zalegalizować jakąś ustawę o związkach nikt nawet nie marzy).

A po trzecie, Wielka Brytania ma prawo wspierać finansowo państwa, dążące do przestrzegania praw człowieka, a nie wspierać państw takowe prawa łamiących. Nie chodziło Wielkiej Brytanii o wprowadzenie żadnych "małżeństw", tylko o zniesienie barbarzyńskiego karania ludzi, którzy nic nikomu nie zrobili złego.   Mówienie o "zbuntowanych" (czyli chcących pozostać w barbarzyństwie)  jest tu żałosne i śmieszne zarazem.

Jeśli ktoś jest przeciwny legalizacji małżeństw homo, to nie zwalnia to go od myślenia i odróżnienia zawierania małżeństwa od sadzania do więzień. Cóż, głupie i ciemne przeważa w tej grupie. Może to i dla nas dobrze.

No to co, Polsko Walcząca o Moralność? Lećcie do Ghany, uklęknijcie przed kartką na lotnisku. A prezydentowi wręczycie może kwiaty i święty szkaplerzyk?

To może byście już tam na zawsze zostali...W Polsce pokaleczycie sobie moralność.

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Terlikowskiego apologia ekstremizmu

Redaktor Tomasz Terlikowski, prowadzący obecnie portal Fronda.pl popada w coraz bardziej absurdalne zakrętasy ideologiczne. Jeszcze jakieś 6 lat temu był całkiem "normalnym" redaktorem portalu ekumenizm.pl, który stał się forum starć konserwatystów i liberałów z różnych wyznań. Niestety, nie trwało to długo. Terlikowski zaczął być coraz bardziej radykalny, aż w końcu się wycofał (szczegółów jego odejścia nie znam).  Wypowiedzi Terlikowskiego znają chyba wszyscy ci, którzy są zainteresowani kwestiami religijnymi i obyczajowymi w naszym kraju. Niektóre z jego wypowiedzi są szokujące, choć wydaje się, że powtarza swoje poglądy w kółko jak mantrę. Ale Terlikowski potrafi wciąż zaskakiwać.

Zaangażowanie w sprawach seksualno-obyczajowych, obronie tradycji, sprzeciw wobec aborcji - to główna działka redaktora Frondy. Podkreślanie jedynozbawczości Kościoła Katolickiego, obsesyjna homofobia, religijne politykierstwo - są tu niemal regułą. Nie powiem, że Terlikowski zawsze się myli, bo zdarza mu się napisać rzeczy całkiem mądre, ale... są one w takiej mniejszości, że oceniam je na 10%. Reszta to albo banały, albo bzdury, albo plucie nienawiścią. Niestety.

Trzeba powiedzieć jednak, że Terlikowski nie jest antyekumeniczny (jak np. lefebryści). Nie jest też raczej antysemitą (choć zdarzało mu się czasem bronić antysemitów). Kim więc jest oprócz tego, że - co z dumą mówi sam o sobie - jest "katolem"?

Otóż wydaje mi się, że red. Terlikowski jest konserwatystą katolickim, który czasem ślizga się jak piskorz - bo z jednej strony wolałby to, co przedsoborowe (i popiera lefebrystów), a z drugiej - chce zademonstrować posłuszeństwo wobec Nieomylnego Papieża, Głowy Matki Kościoła. Kierkegaardowskie albo-albo jest tu bezużyteczne, bo Kościół przedsoborowy jest dla niego tym "prawdziwym" z punktu widzenia duchowości, a Kościół posoborowy jest tu i teraz, w czasie i przestrzeni, w którym żyjemy, więc nie sposób się bez niego obejść (bo bez kościoła nie ma zbawienia).

Ale chciałem przejść do innego tematu. Zauważyłem, że red. Terlikowski broni wszystkiego, co tradycyjne w religii. No właśnie - co to znaczy? On często mówi, że broni wiary, ale tak nie jest. Bronienie wiary w znaczeniu duchowości poczytałbym mu nawet na plus, ale on broni wszystkiego, co w religii jest materialne. Nie jest dla niego ważne, jak interpretować Biblię, która w nowych czasach zadaje nam coraz więcej trudnych pytań. Dla niego interpretacja jest zawsze jednoznaczna, bo taka była zawsze - czyli najczęściej taka, jaką przyjęli przed stuleciami Ojcowie Kościoła albo literalna. Ważne dla Terlikowskiego jest to, jaka jest  zewnętrzna oprawa tej wiary. Obyczajowość, zwyczaje, liturgia, przesądy. To się liczy dla niego bardziej niż wiara, dla tych elementów należy poświęcić życie, prowadzić świętą wojnę, narzucić je siłą wszystkim dokoła.

Portal red. Terlikowskiego  - o dziwo - broni wszystkich sztywnych zasad powierzchownej religijności nie tylko w katolicyzmie. Coś mam wrażenie, że ten ultrakatolicki portal  broni każdego ekstremizmu religijnego. Ostatnio - ekstremizmu żydowskiego - czemu się dziwię, bo wiem, że spora część miłośników "Frondy" to histeryczni antysemici, wierzący w światowy spisek syjonistów. Ale ekstremizmu widocznie według "Frondy" należy bronić dla zasady. Dziś redakcja Frondy zamieściła artykuł o protestujących ultraortodoksyjnych Żydach (haredim), protestujących przeciwko wszystkiemu i wszystkim, którzy nie są ulttraortodoksyjni.

Trudno mi jednoznacznie wykazać, że ten artykuł zamieszczony we "Frondzie" jest obroną ekstremistów, ale mimo wszystko robi on takie wrażenie Tytuł brzmi: Ortodoksyjni żydzi: prześladują nas gorzej niż naziści. Te słowa są to oczywiście kpiną i obrazą, wobec tych, którzy zginęli i tych, którzy ocaleli z zagłady. Ale czytelnik "Frondy" ma wrażenie - biedni, pobożni ludzie, "prawdziwi" wyznawcy judaizmu dyskryminowani przez zateizowane państwo Izrael. Oni przecież chcą móc "praktykować" swoje "religijne" zwyczaje, czyli na przykład opluć siedmioletnią dziewczynkę na chodniku za to, że nie zachowywała się zgodnie z przepisami Tory. To już jest swego rodzaju religijna dewiacja - a o tym, że kobiety są tam terroryzowane przez ortodoksów ani o protestach społecznych przeciw ortodoksom Fronda nie napisała nic - tylko o proteście "pobożnych" ortodoksów, którzy terroryzują swoim zachowaniem 90%  mieszkańców Izraela. No ale oni są "prawdziwymi Żydami" (tak jak wyznawcy Radia Maryja są "prawdziwymi Polakami").

Wydaje mi się, że Terlikowski i jego klika usiłuje pokazać fanatykom radiomaryjnym, że gdzie indziej  inni fanatycy (czy to muzułmańscy, czy to żydowscy) mają się dobrze.Frondystom jest na rękę takie pokazanie czyjejś "pobożności" - nogą powiedzieć swoim fanom: "patrzcie i bierzcie przykład". Pojawiają się na "Frondzie" czasem ciche wyrazy uznania nawet dla "pobożności" i nieugiętości ekstremistów muzułmańskich (jeśli tylko nie są to zachowania antychrześcijańskie). Zapewne chcieliby polscy ultrakatolicy zbudować ze swoich Obrońców Krzyża nowe, duchowe Okopy św. Trójcy, więc szukają wzorców poza "upadłym moralnie"  Zachodem. Ortodoks żydowski, który pluje na dziewczynkę idącą do szkoły może być tu "dobrym" wzorcem. Podobnie ekstremista islamski czy katolicki "pielgrzym", który pobił parasolem reporterkę.

Jeżeli to jest jakakolwiek pobożność, to jest to pobożność zła, zdegenerowana. Chrześcijanie zwłaszcza powinni pamiętać o słowach Jezusa, że "nie człowiek jest dla szabasu, ale szabas dla człowieka". A red. Terlikowskiemu radziłbym się zastanowić, czy jego faryzejska ideologia nie zaślepia go i nie przesłania mu miłości bliźniego.

niedziela, 1 stycznia 2012

Smaczne kąski

Wpadła mi w ręce książeczka z mało znanymi wierszami Daniela Naborowskiego pt. "Smaczny kąsek". Świetny barokowy poeta polski miał sporo humoru, również w sferze intymnej. Oczywiście trzeba pamiętać, że to siedemnastowieczna staropolszczyzna. Pewne rzeczy nawet niezbyt dobrze o nim świadczą, a słowa, których używa mogą w przyzwoitej sytuacji nie przejść przez gardło. Niektóre słowa dotrwały do dziś i oznaczają to samo. Niektóre oznaczają coś innego i łatwo się pomylić, jeszcze inne we współczesnej polszczyźnie już nie występują. Często używa Naborowski słowa kiep, które oznaczało po prostu pudendum muliebre - "kobiecą rzecz wstydliwą". Czyli dziś delikatnie rzecz ujmując, byłaby to cipa. A niedelikatnie - ech, nie chce mi się rozwijać tematu. Natomiast pudendum virile, czyli "męska rzecz wstydliwa", to pyje (zamiennie używane ze słowem jajca).

Zwrócił moją uwagę zagadkowy wiersz pt.  Do Lesbijej. Czyżby Naborowski wyraził tu poetycko to, czego nie udało się wyrazić posłowi Robertowi Węgrzynowi? Oto tekst:


DO LESBIJEJ (Ex Oveno)


Jeśli, Lesbija moja, chcesz być zodyjakiem,
Ja słońcem niechaj będę i chodzę tym szlakiem.
Słońce raz w rok zodyjak przebiega na niebie, 
Ja choć raz na każdą noc niech przebiegam ciebie.

Ciekaw jestem, co Lesbija owa odpowiedziała Naborowskiemu. Czy może poświęciła mu własny czterowiersz nabazgrany za kartce wyrwanej ze sztambucha? Czy może poszła do łóżka ze swoją kochanką i obie się śmiały z faceta hetero, który usiłuje zalecać się kobiet o innej orientacji seksualnej? Tego już chyba się nigdy nie dowiemy...

Następna ciekawostka - motywy transseksualne (a może bardziej interseksualne) w wierszach Naborowskiego. Weźmy taki wiersz:

DO JEDNEGO HERMAFRODYTY


Nie wiem, hermafrodytą przecz cię ludzie zową,
Jakobyś i mężczyzną był, i białogłową.
Ja z ciebie tych dwóch natur nie mogę wyłatać,
Chyba żebyś się miał dać na dwoje rozpłatać.
Atoli jednak powiem o tym zdanie moje:
Kiep-eś, a pyje nosisz, otoż masz oboje.

Co to pyje i co to kiep - wiemy już dobrze. Ale zadziwia mię to, że zdecydowanie preferujący kobiety Naborowski tak głęboko zastanawia się tu nad dwojaką płciowością istoty ludzkiej. Godne to uznania, nawet, jeśli czyni to w sposób cokolwiek rubaszny.

A teraz inny "smaczny kąsek" - tym razem dla heteroseksualistów. Pisces et mulieres  in medio meliores- znaczy po polsku tyle co 'ryby i kobiety w środku najlepsze'. Słyszałem, że seks z kobietami nasuwa pewne skojarzenia zmysłowe z rybami - zapewne na to też chciał zwrócić uwagę Naborowski:

PISCES ET MULIERES
IN MEDIO MELIORES


Białogłowa i ryba smak swój w środku nosi, 
Smaczne dzwono łososia, a co z kiepu Zosi?
Kto jako czapla przecież, niech się ma do ryby, 
Ja jako wilk na mięso ważę bez pochyby. 


O ile się nie mylę, to w żargonie heteroseksualistów (ale też i lesbijek) taki seks nazywa się "robienie minetki". :-)

Dużo dobrego zostawił nam nasz barokowy poeta, Daniel Naborowski. Jego umiejętność czerpania radości z życia zasługuje na uznanie, zwłaszcza, że żył w ciężkich czasach (1573 - 1640, więc wojna trzydziestoletnia, rokosze, pożogi). Wiedział, że jest potrzebne i coś dla ciała i coś dla ducha. Był protestantem, a konkretnie ewangelikiem reformowanym (kalwinistą). Widział obłudę kontrreformacyjnego katolicyzmu, atakującego innowierców w Polsce, ale zdawał sobie też sprawę z niedoskonałości człowieka (znane refleksyjne wiersze takie jak Krótkość żywota). W wierszu Błąd ludzki pisał:

Wszyscy święci ojcowie, co ich wonczas było, 
Przez których prawdy słońce na świat się zjawiło,
Aż do Pawła świętego nie uczyli tego,
Żaden się nie poczytał za zgoła czystego.
Nie kazał, abyśmy się w jamy zamykali
Lub uczynki naszymi nieba dosięgali.

I tu chyba trzeba się z nim zgodzić...